To bibliotekarki powinny pisać książki

Odnośnie przedostatniego wpisu o zawodach posłów. Powiedzenie, że prawnicy powinni tworzyć prawo, gdyż się na nim znają jest tak samo bezsensowne jak powiedzenie, że bibliotekarki powinny pisać książki. W końcu znają się na książkach znacznie lepiej niż większość autorów.

Podobnie z architektami. Nie wolno dawać im wolnej ręki przy projektowaniu domu gdyż postawią sobie pomnik nie przejmując się kosztami budowy i eksploatacji. Po przeciwnej stronie architektów są budowlańcy, którzy najlepiej budowaliby wszystko prosto i kwadratowo, aby nie komplikować sobie życia. Niby eksperci, ale aby wybudować w miarę ładny i w miarę tani dom potrzeba kogoś innego, developera, a więc przedsiębiorcy, który zna potrzeby klienta i w jego imieniu dobrze najbardziej optymalny kompromis.

Gdy oddamy tworzenie prawa prawnikom to możemy być pewni, że po pierwsze będzie tak skomplikowane, że nikt nie będzie w stanie go zrozumieć, a po drugie samo rozumienie prawa bez zgody cechu prawników będzie zakazane.

A chwila. Przecież to już mamy. Niezrozumiałe prawo przecież istnieje, a aby zostać adwokatem czy notariuszem, potrzeba jest zgoda ichniejszego cechu. A kimże jest notariusz? W cywilizowanym czyli tym znacznie bardziej od nas rozwiniętym świecie gdy powiecie „I have to go to a notary” znaczy to tyle, że musicie iść na pocztę, aby pracownik poczty notaryzował dokumenty. A te notaryzuje się po to, aby były bardziej autentyczne. Notariusz swoją powagą zaświadcza, że podpisanie umowy miało miejsce w tym i tym dniu i nikt nikogo nie przymuszał do jej podpisania. I nawet gdyby publicznie mój akt sprzedaży nieruchomości notaryzował papierz i 200 biskupów zaświadczyłoby o autentyczności dokonania transakcji to dla państwa to będzie niewystarczające, gdyż prawnik zwany notariuszem nie dostał swojej doli. A średnie zarobki notariusza to 21 tys. zł na rękę. Jak na kogoś, kogo obowiązki może wykonywać u naszych sąsiadów każdy pracownik poczty to całkiem przyzwoicie. Efekt jest taki, że koszty sprzedaży nieruchomości w Polsce to 3,4%, a w USA 0,8%.

Z tym, że w Polsce, gdyby znalazł się oszust, który u 3 notariuszy jednego dnia sprzedał tę samą nieruchomość 3 razy to co najmniej dwie osoby zostały okradzione z pieniędzy i nikt im ich nie zwróci. W Polsce notariusz za to nie odpowiada, a w USA w tych 0,8% jest składka ubezpieczeniowa na obejmująca taką sytuację. Tutaj chociażby dowód, że takie rzeczy się zdarzają.
www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=%2F20080826%2FWEEKEND%2F606281731

To rolą przedsiębiorcy jest takie układanie kompromisów, aby klient był najbardziej zadowolony. Pozwalanie budować prawa komu innemu to tak jakby pozwolić sprzedawcy decydować, co klient ma kupić. A w omawianym powyżej przykładzie czy klient, a więc podatnik chce notaryzować sprzedaż nieruchomości za 3,4% bez gwarancji czy za 0,8% z wliczonym ubezpieczeniem transakcji. Prawnicy już zdecydowali, a łosie płacą wierząc, że to dla ich dobra. I tak w każdej opanowanej przez państwo branży.

12 komentarzy

  1. Michał Bogacz

    Witam,

    pierwszy raz jestem na Twoim blogu – trafiłem tu po przeczytaniu darmowego fragmentu ebooka „Biznes w kraju dziadów„.
    Jestem architektem i w pierwszym akapicie pierwszego postu od razu widzę hejt na architektów, który nieco mnie oburzył.
    Stwierdzenie których tu użyłeś są bardzo smutne i wskazują na brak rozeznania w temacie, albo złe doświadczenia we współpracy z architektami. Stawiam na to drugie. Zaskakuje mnie to ponieważ, po przeczytaniu ebooka, wydaje mi się, że jesteś inteligentnym facetem, z doświadczeniem w wielu dziedzinach, a tutaj, takie (bez urazy) brednie.
    W moim komentarzu, nawiązuję tylko do tego wątku z architektami , ponieważ uderzyło mnie to co napisałeś i chciałbym wnieść nieco innego spojrzenia.

    Zacznijmy od tego:
    „Nie wolno dawać im wolnej ręki przy projektowaniu domu gdyż postawią sobie pomnik nie przejmując się kosztami budowy i eksploatacji.”

    Zgadzam się, często zdarzają się architekci z przerośniętym ego i chęcią stawiania pomników, z tym, że takie aspiracje występują zazwyczaj przy projektowaniu budynków użyteczności publicznej, ze względu na to, że więcej ludzi je widzi i ich „używa” więc stają się pewną reklamą.
    Natomiast przy domach jednorodzinnych zdarza się to rzadko, ponieważ zazwyczaj ludzie po prostu nie mają kasy i pilnują kosztów cały czas. Jeżeli natomiast inwestor ma kasę i jeszcze do tego ambicje aby się pokazać, to oboje z architektem mogą poszaleć, z różnym skutkiem estetycznym.

    Prawda natomiast jest taka, że architekt nie ma wolnej ręki, bo cały proces projektowy (prawidłowo prowadzony) polega na rozmowie pomiędzy projektantem a inwestorem, niezależnie, czy jest to dom jednorodzinny czy stadion narodowy. Jak w każdej branży każdy kto kupuje chce, żeby było tanio, bo to jest zawsze najważniejszy wyznacznik przez który ludzie całkowicie zapominają o jakości produktu lub usługi.
    Poza tym koszty budowy i eksploatacji są omawiane na etapie koncepcji, a do końcowego kosztorysu standardowo dodaje się kilka procent „na wszelki wypadek”.

    Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że częściej spotyka się sytuację, gdzie inwestor już wie najlepiej jak ma wyglądać jego dom i potrzebuje architekta jedynie po to żeby przygotował projekt i złożył go do urzędu. O deweloperach za chwilę.
    Co innego sprawa estetyki, w to już nie wnikam. Architekci poświęcają minimum 6 lat na studia (bardzo czasochłonne i męczące), potem kilka kolejnych na uprawnienia, a potem przychodzi inwestor i sam najlepiej wie jak co ma wyglądać bo zobaczył w katalogu muratora. Zero szacunku do czyjejś pracy, umiejętności i pasji. Nie wspominając już o zaufaniu społecznym. Tak samo jest z lekarzami, ludzie przychodzą do gabinetów i już wiedza na co są chorzy, a lekarz ma tylko wypisać receptę bądź dać skierowanie. Przecież jest tyle seriali o lekarzach w tv no i dr. google.

    Dalej jest takie zdanie
    „ Po przeciwnej stronie architektów są budowlańcy, którzy najlepiej budowaliby wszystko prosto i kwadratowo, aby nie komplikować sobie życia. „

    Nie wiem czy są tak bardzo po przeciwnej stronie, natomiast faktem jest, że nie chcą sobie utrudniać roboty, bo zajmie to więcej czasu i mniej zarobią. Druga sprawa, że czasem tez nie umieją czegoś zrobić, albo są przekonani, że „tak się nie da”, albo „tak się nie robi”, bo po prostu tego nie robili.
    Co do budowania wszystkiego prosto i kwadratowo, co w tym złego? Jeżeli negatywnie wypowiadasz się o budowaniu pomników, to wydawało by się, że coś co jest proste i skromne jest w porządku. Uwierz mi, w dzisiejszych czasach zawód architekta sprowadza się często do walki o tę prostotę , „kwadratowość” i porządek. Ludzie w Polsce tego nie lubią, ze względu na złe skojarzenia z „chudymi latami” PRL’u, oraz odwiecznymi sarmackimi zapędami. Ale to już bardzo szeroki oddzielny temat. Na początek odsyłam do bloga i książki Piotra Szarzyńskiego „Dlaczego Polska jest taka brzydka”. Jeżeli będziesz zainteresowany, mogę polecić co dalej. Jestem też ciekaw co w takim razie w opozycji do tej prostoty jest wg Ciebie dobre?

    No i na koniec:
    „Niby eksperci, ale aby wybudować w miarę ładny i w miarę tani dom potrzeba kogoś innego, developera, a więc przedsiębiorcy, który zna potrzeby klienta i w jego imieniu dobrze najbardziej optymalny kompromis.”

    W miarę „ładny” jest dosyć szerokim pojęciem. „Niby eksperci” którzy po ciężkich egzaminach na studia poprzedzonych kilkoma latami kursu rysunku dostali się na studia, które trwają minimum 6 lat (średnia to 8-10), a potem jeszcze spędzają kilka lat na zdobycie uprawnień, chyba mogą mieć coś do powiedzenia? Architekt jest ekspertem przede wszystkim w dziedzinie kreowania odpowiedniej przestrzeni dla życia i ubierania jej w budynek . Reszta dziedzin służy do tego, aby zrobić to jak najlepiej. W tym między innymi zarzadzanie i kosztorysowanie. Jak zapewne wiesz, jeżeli coś jest tanie nie koniecznie jest dobrej jakości. A jeżeli dom ma być tani, to powinien być mały, skromny i bez udziwnień, co jest sprzeczne z oczekiwaniami większości ludzi.
    Niestety często ludzie odwołują się do gustów i o tym że się o nich nie dyskutuje. Posłużę się medyczną analogią. Ktoś może mieć taki gust, że jaranie petów, picie wódy, jedzenie fast-food’ów i siedzenie na kanapie przed tv, to kwestia jego gustu i że inne osoby nie mają prawa tego krytykować.
    No i dobrze, niech każdy żyje jak chce, tylko potem jak coś się dzieje, to szybko do lekarza i wielkie zdziwienie, że to co się myślało i robiło było złe.

    Jeżeli chodzi o deweloperów są to przede wszystkim przedsiębiorcy, czyli osoby nastawione na zysk., często kosztem jakości. Wystarczy spojrzeć na zalewające polskie miasta i przedmieścia wielkie mieszkaniówki, swoją skalą i jakością przestrzeni nie wiele różniące się od znienawidzonych komunistycznych blokowisk, albo na osiedla domów jednorodzinnych „copy-paste” budowane w rzędzie na odrolnionej działce w otoczeniu kapusty i ziemniaków. Deweloper wyzyskuje najpierw architekta, któremu nakazuje aby wycisnął z danej działki jak najwięcej PUM’u (Powierzchnia Użytkowa Mieszkań)która potem bezpośrednio przekłada się na zyski. Następnie w te powyciskane metry upycha się biednych ludzi którzy są do nich przywiązani 30 letnim kredytem. To nazywasz kompromisem? Naprawdę jest to dla mnie niezrozumiałe.

    Uff, ale się naprodukowałem, mam nadzieję, że nie usuniesz tej odpowiedzi za to, że nie jest bezpośrednio związana z tematem.
    Pozdrawiam!

  2. Kamil Cebulski

    No i właśnie to co napisałeś to kwintesencja arogancji uprzywilejowanej grupy zawodowej, która sama lobbowała do rządu wymusiła sobie, że człowiek nie może domu bez doli dla projektanta zbudować. A teraz tacy ludzie jak ty dziwią się, że ludzie uważają ich za pasożytów. Moja babcia za Piłsudskiego sama zrobiła projekt domu, a miała 3 klasy podstawówki, dom stoi do teraz.

  3. Mawerik

    Rozbawił mnie patos przy opisie studiów. Gdybym chciał zostać architektem to po średniej startowałbym do pracy u developera lub w biurze projektowym. Nawet jeśli miałbym tam odbierać telefony, to ucząc się samodzielnie i podpatrując innych nauczyłbym się więcej w ciągu roku niż na 6-cio letnich studiach. Umiejętności „miękkie” odebrałbym w bonusie.

    Druga sprawa: przy średniej studiów 8-10 lat, słabsi kończą po 12 latach. To też byłoby śmieszne, gdybym nie musiał za to płacić. Takiego marnotrawstwa to nawet za komuny nie było.

    I trzecia sprawa: 6-12 lat studiów robi wrażenie. Kończąc studia, możesz zaczynać naukę od zera. Uczysz się projektowania pod wielką płytę, a tu sru, po studiach widzisz, że domy się drukuje. Stare, ale jare:
    https://www.youtube.com/watch?v=YmwwrGV_aiE&spfreload=10

  4. Michał Bogacz

    Uprzywilejowanej? Naprawdę nie wierzę w to co czytam, gdyż jest to typowe polskie myślenie – niech każdy ma prawo robić to co mu się podoba, po co w ogóle specjaliści. To co ty piszesz to szczyt niezrozumienia po co niektóre zawody w ogóle istnieją. Niesamowicie przykre jest to słyszec od Ciebie. Fakt, od czasów twojej babci przybyło sporo biurokracji i zaostrzeń które utrudniają wiele spraw i inwestorom, ale nikt o to nie prosił – urzednicy sami je wprowadzają. No ale niech będzie – powiedzmy, że każdy mógłby sobie „zaprojektować” dom taki jaki mu się podoba. Zapominimy o kwestiach estetyki i wygody. Skąd będzie wiedział, że mu się nie zawali? Że w zimę będzie w nim ciepło, a w lato nie zrobi się z niego sauna? Jeżeli zginie w nim cała rodzina to kto poniesie odpowiedzialność?
    Mówisz o „uprzywilejowanych grupach zawodowych”. Dziwie się, że ludzie uważają za pasożytów? Czy w takim razie uważasz, że każdy kto ma na to ochote, bez posiadania wiedzy i uprawnień, powinien mieć prawo na przykład do przeprowadzania operacji, pilotowania samolotu czy używania materiałów wybuchowych? Pomiając już te wszystkie kwestie z umiejętnosciami i wiedzą, pozostaje sprawa bezpieczeństwa i odpowiedzialności za to co się robi.

  5. Jed

    @Michał Bogacz widać jak na dłoni że wolnościowe myślenie jest Ci zupełnie obce. Nawet hipotetycznie nie jesteś w stanie przyjąć pewnego założenia prawda? Nawet roboczo? Gdyby pozostawić ludziom dowolność to naprawdę zakładasz że ludzie za własne ciężko zarobione pieniądze pobudują sobie duszne domy które będą się na nich i na sąsiadów zawalać? Ciekawe.

  6. Michał Bogacz

    @Jed.
    Tutaj nie trzeba przyjmować żadnego roboczego założenia. Oznaki „wolności” widać jak na dłoni w Polskich miastach i wsiach. Bloki w kolorach tęczy, bilboardy zasłaniające całe budynki, no a na przedmieściach kazdy dom z innej (dosłownie) bajki. Wynika to z tego, że nikt nie zapyta się specjalisty jak to zrobić żeby wszyscy czuli się dobrze i żeby było przyjemnie. Specjalista sprowadzony jest do roli osoby która tylko to przeprowadzi przez urząd. Pod tym kątem ta wolność nie daje dobrych rezultatów. No dobrze a nawet jeżeli ludzie mają te ciężko zarobione pieniądze to skąd będą wiedzieli jak ten dom pobudować? Gdzie mieli zdobyć tą wiedzę? Nie odbieram nikomu prawa do wolności tylko pytam, skąd ludzie mają wiedziec jak wybuidowac dom żeby nie miał tych wad?

  7. Złośliwiec

    A co złego w bloku w tęczę? Właściciele zgodzili się na postawienie billboardu? Skoro tak to dlaczego Ci on przeszkadza? Bo tobie podoba się fasada budynku a nie obrazek z reklamą to mamy zakazać?

    Tak bo na przedmieściu człowiek buduje dom dla siebie i Czesio chce mieć tani kwadrat, Zenek kocha szkło a Euzebiusz duży balkon zabronisz im tego, zmusisz ich żeby mieszkali w takich samych średnich budynkach? I kto tu jest ignorantem?

    Kiedyś sobie radzili, to i dziś tym bardziej dadzą radę, przecież my nie zabraniamy korzystać z architektów. To ty chcesz ludzi zmuszać żeby nawet domki jednorodzinne konsultowali ze „specjalistami”.

  8. Mawerik

    Uważam, że mam prawo bez żadnych uprawnień:
    – przeprowadzić operację (na sobie),
    – piolotować samolot bez pasażerów (nad niezamieszkanym obszarem),
    – używać materiałów wybuchowych (na moim terenie i tylko w mojej obecności),

    Oraz:
    – prowadzić samochód bez polisy OC, z dowolną uznaną przeze mnie za bezpieczną (lub nie) prędkością,
    – jeździć bez pasów bezp.,
    – bronić się i oskarżać w swoich sprawach bez pośredników,
    – palić, zażywać, wstrzykiwać dowolne środki chemiczne i naturalne (sobie),
    – itd., lista jest długa.

    Co do projektowania i budowania, to obowiązuje:
    „Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”
    czyli mogę budować jak chcę i co chcę (na swoim i za swoje), tak długo, jak nie będzie to raziło w oczy mojego sąsiada.

  9. RAdesign

    Opinia Kamila o różnych grupach specjalistów nie różni się wcale od opinii lewactwa o przedsiębiorcach – również jest podyktowana pewnym ograniczeniem umysłowym.

    Przykładowo – pierwszy akapit o architektach nie różni się niczym od, zacytujmy losowo z forum pewnej Gazety:
    „Przedsiębiorcy to jebani złodzieje, nam dają umowy śmieciowe a sami nowy samochód co pół roku, trzeba w końcu przycisnąć tych gnojów”.

    Jak rozumiem, z równym szacunkiem traktujesz Kamilu wynurzenia różnych urzędników, którzy także „wiedzą lepiej” o pracy przedsiębiorcy.
    Bo dokładnie tym samym jest Twój tekst, pełen pogardy dla czegoś, czego nawet nie chce mu się zrozumieć. No bo po co.

    Plus takie typowe polaczkowanie – po co mi fachowiec – sam se zrobie.

    Skoro zacząłeś od architektów – to jak rozumiem nienawidzisz Wielkiej Brytanii – gdzie pod względem przepisów krajobrazowych, ograniczeń urbanistycznych, widokowych, kubaturowych, etc – jest znacznie surowiej, niż w Polsce.
    Podobnie nienawidzisz 99% krajów europejskich, bo praktycznie wszędzie jest surowiej, niż w Polsce.
    Oczywiście, pod warunkiem, że o tym wiesz, a nie tylko autorytarnie „wydaje ci się”.

  10. RAdesign

    I jeszcze o deweloperach – cóż za beznadziejna nieznajomość tematu.
    Deweloperzy, to nie żadne „optymalne dla potrzeb budowanie”.
    To jest budowanie czysto dla zysku. Oczywiście – zrozumiałe.
    Niestety, ale na polskim rynku „optymalnie dla potrzeb” i „dla zysku” to sprzeczności.
    Generalnie deweloperzy budują tak, aby upchnąć jak najwięcej substandardowych lokali, bez uwzględniania otoczenia i innych ludzi – czy to parkingów, czy ruchu samochodowego, czy przewietrzania, czy zachowania minimum przyrody – potrzebnej ze względów zdrowotnych i psychologicznych.

    Deweloperzy mają w dupie ludzi i ich potrzeby, czy też jakiekolwiek interakcje z sąsiadami, innymi częściami miasta, rejonu.

    W tej patologii ma też udział państwo – gdyby nie dofinansowywanie gównianych inwestycji, deweloperzy faktycznie musieli by zacząć myśleć o kliencie.

    Ale na razie daleka droga do tego.
    Jakość budynków „deweloperów” bywa niższa niż masówki za Gierka, a do budownictwa powojennego w ogóle się nie umywa.
    Zadnie „obronne” o deweloperach to zwyczajna, uprzedzona opinia, bez związku ze stanem faktycznym.

  11. Kamil Cebulski

    I właśnie dlatego budynki w UK są brzydsze. Podaj jakiś argument, gdzie jest pogarda dla jakiegokolwiek zawodu. Czy napisanie, że nie potrzebuje architekta do budowy budy dla psa jest pogardą dla architektów? W jaki sposób?

Dodaj komentarz