Ranking uczelni czy urzędów edukacji wyższej?

Niedawno młodzież pisała matury, a w radio nasiliły się reklamy uczelni wyższych, włącznie z rankingiem szkół wyższych publikowany przez wydawnictwo perspektywy. Według nich najlepszą uczelnią jest Uniwersytet Jagielloński, a potem Uniwersytet Warszawski i dalej następuje kanonada Państwowych wielkich molochów. Mnie też poproszono o wypełnienie ankiety, jednak odmówiłem. Przecież cały ten ranking się kupy nie trzyma.

Ranking robi się przeprowadzając ankietę i przydziela się punkty za konkretne kategorię. Przykładowo 2% wszystkich punktów rankingowych można dostać za to, ile u nas studiuje olimpijczyków, a więc ludzi raczej mądrzejszych. Dokładnie tyle samo punktów można dostać za ilość książek elektronicznych w bibliotece i dodatkowe 1,5% za ilość książek zwykłych.  W sumie nie trzeba przyciągać mądrych ludzi, wystarczy kupić kilka tysięcy książek i wyjdziemy na tym lepiej w rankingu. Za ilość profesorów dostajemy do 8% punktów, a za ilość studentów do 7%. Podobnie duży wpływ ma ilość metrów kwadratowych powierzchni dydaktycznych.

Kryteria rankingu sprawiają, że Stanford w rankingu wypadłby gdzieś pod koniec. Uniwersytet Jagielloński 51 tys. studentów, Stanford 6 tys i pewnie proporcjonalnie mniej książek. Sama powierzchnia kampusu Stanford to lekko ponad 3 hektary. Powierzchnia nowego kampusu Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie Pychowicach to 133 hektary plus oczywiście stare kampusy porozrzucane po całym Krakowie. Przy takich kryteriach trudno konkurować. Król jest nagi!

Trudno w rankingu znaleźć także szkoły prywatne, a jak wiemy są one zawsze lepsze od państwowych. Wielu się z tym nie zgodzi, gdyż często prywatne uczelnie działają na zasadzie „płacę i wymagam” i są raczej miejscem łatwego zdobycia dyplomu. No i dobrze. Skoro konsumenci widzą wartość tylko w dyplomie, a nie w wiedzy to prywatni zawsze dostarczą, to czego konsument oczekuje. A konsumenci nie wymagają aby ich uczyć. Konsumenci idą do urzędu, widzą po drugiej stronie idiotę z papierkiem i też chcą papierek, aby dostać tę samą pracę. Jeżeli konsumenci chcą się naprawdę czegoś nauczyć, to też prywatne szkoły są najlepsze. Stanford czy Harvard to uczelnie prywatne.

Skoro dyplom ma tak dużą wartość, to musimy się zastanowić czym on tak naprawdę jest. Ano jest on poświadczeniem osoby trzeciej o naszych umiejętnościach. Niejako naszą referencją. Babcia mi opowiadała, jak jej dziadek został zwolniony z pracy w dworze i dostał referencje po łacinie. Kiedy szukał innej pracy pokazywał te referencje i nigdzie go nie chcieli zatrudnić. Dopiero znajomy lekarz przeczytał co na tych referencjach jest napisane i powiedział mojemu pradziadkowi, aby następnym razem tych referencji nie pokazywał :). Te referencje to pewnego rodzaju dyplom.

Ma to swoje uzasadnienie. Studia działają dzisiaj tak, że przychodzą studenci. Profesor daje im listę książek. Na wykładach streszcza to co jest w książce, a na egzaminie sprawdza, czy studenci znają na pamięć zawartość książki. Jeżeli wszystko przejdzie pomyślnie to profesor wystawia dyplom potwierdzający to, że „student zna zawartość książki”. My mając takie potwierdzenie idziemy szukać pracy.

Wbrew pozorom jest to bardzo mądry system. Mówi się, że nie ma sensu zdobywać wiedzy, bo wszystko jest w internecie. Jest to błędne rozumowanie. Ja osobiście nie chciałbym po wypadku samochodowym, aby życie ratował mi lekarz, który na smartfonie sprawdza czy nogę ma mi amputować czy da się ją jeszcze uratować. Zawody mają to do siebie, że wymagamy od ludzi posiadania pewnej wiedzy. Ja mogę sprawdzić w internecie kiedy była bitwa pod Chocimiem, nie muszę tego znać i nic wielkiego mi się nie stanie. Natomiast od kogoś na stanowisku historyka wymagałbym raczej szybkiej odpowiedzi na to pytanie.

Na rynku pracy dyplomy mają wartość. Największą oczywiście wśród państwowych posad, ale i u prywatnych pracodawców zarzekających się, że w ogóle nie zwracają uwagi na dyplomy, podświadomie to robią. W mniejszym stopniu, nawet zbliżonym do zera, ale każdy zatrudniając człowieka patrzy na dyplom, gdyż w relacji pracodawca / pracownik każda informacja o kwalifikacjach jest ważna.

Istnieje jednak miejsce, gdzie liczą się tylko i wyłącznie umiejętności. Miejscem tym jest wolny rynek i konsument. Ten się nie zastanawia czy piekarz ma skończone studia. Patrzy na produkt i kupuje albo nie. Nic więcej. Zgodnie z biblijnym – Po owocach ich poznacie.

Książki motywacyjne sprawiły, że powstało w Polsce pokolenie którego nieformalnym mottem jest hasło – pierdol studia zostań ninja. Młody człowiek naczyta się o biznesie w książkach przykładowo Kiyosakiego i od razu dyskutuje z pracującymi na etacie rodzicami, że oni są głupi, że powinni sprzedać dom, i kupić dwa na wynajem itp. Arogancja i młodość idą w parze.

Trzeba tym ludziom jednak przyznać trochę racji. Oni zdają sobie sprawę, że to klienci zdecydują czy powiedzie się im w biznesie, a klienci nie wymagają papierków. Klienci wymagają dobrego produktu, a ten nigdy nie powstanie bez faktycznie posiadanej wiedzy. Paradoksalnie, ludziom którzy nie chcą iść na studia najbardziej zależy na zdobyciu wiedzy. Czytają oni dużo książek, aby się uczyć i zakładać biznesy. Najczęściej zadawane mi pytanie to nie o podatki, tylko jakie książki polecam! Gwarantuję, że po przeczytaniu tysiąca książek, będą mądrzejsi od każdego absolwenta państwowego uniwersytetu. W biznesie jak znalazł, jednak mimo to, dobrej pracy na etacie nie znajdą!

Dlaczego tak dużo dzisiaj piszę o pracy u kogoś? Ano dlatego, że czytając książki o biznesie przeważnie czytamy o historiach sukcesu. Bardzo rzadko czytamy o historiach porażek, a tych jest znacznie więcej. Niekiedy jest to zwyczajne niepowodzenie, a niekiedy upadek z którego nie da się powstać. Nawet gdybyśmy chcieli to nie ma gdzie o porażkach czytać, bo o tym nikt nie napisze. O tym napiszą w mailu o pomoc, ale książki z nietrafnych życiowych decyzji nikt nie opublikuje.

Ja nie znam innego sposobu, aby kupić sobie dom za własne pieniądze, bez kredytu, przed trzydziestką niż założenie własnej firmy. Może nie jest to olśniewający sukces, ale jest to marzenie większości młodych ludzi. Wielu próbuje, nie wszystkim się to jednak udaje. Czasami rynek nam powie, że nasza firma nie jest ludziom potrzebna i trzeba zwinąć interes. Wtedy zawsze możemy zacząć pracować u kogoś. Praca na etacie może nie jest wymarzonym zajęciem dla ludzi o duszy przedsiębiorcy, ale jest drogą sprawdzoną przez miliony i również pozwala całkiem dobrze żyć.

O ile profesorowie  nadają wyższemu wykształceniu za duże znaczenie, tak młodzi przedsiębiorcy idą w drugą stronę. Nie nadają mu żadnego znaczenia i wartości. Jak jest naprawdę decyduje rynek.

Wracając do głównego wątku tego wpisu, a więc rankingu to wiadomym jest, że to ASBIRO jest najlepszą biznesową uczelnią w kraju :). Jak na razie bezpośredniej konkurencji nie stwierdzono. U nas 97% wykładowców to przedsiębiorcy, a promotorami prac licencjackich są miliarderzy, recenzentami również. Heh. Promotorem mojej żony był człowiek przyjeżdżający na zajęcia Daewoo Tico. Za dużo o prowadzeniu biznesu to on nie wiedział. U nas pracę licencjacką się tworzy pod okiem Tada Witkowicza, Andrzeja Bliklego czy Krzysztofa Habicha.

Już drugi rok prowadzimy studia licencjackie i uczymy biznesu na kierunku politologia. To też jest aberracja systemu edukacji, aby na politologii uczyć biznesu. No ale projektując studia założyliśmy to, co chcemy ludziom przekazać i dopiero wtedy zaczęliśmy myśleć o tym jakiego kierunku  minimum programowe nam najbardziej by odpowiadało. Przy Kursie Rozszerzonym naszym celem jest rzeczywiście kształcić przedsiębiorców, ale także, aby spełniać kryteria i dać oficjalnie studia wyższe. Zarządzanie i marketing odpada, bo tam trzeba pisać egzaminy z całek, uczyć się niepotrzebnej nikomu statystyki czy ekonometrii. A na politologii minimum programowe to historia polski, historia powszechna, historia polityki. Przedmioty, które dają sporą możliwość mówienia o historii prawa, historii ekonomii czy historii gospodarczej w Polsce.

Przedsiębiorca charakteryzuje się zawsze pewnymi cechami, które trzeba w ludziach wzmacniać. Samodzielność, odwaga, honor, odpowiedzialność. Ale aby to zrobić trzeba rzeczywistość najpierw trochę odczarować. Moim ulubionym przykładem jest Kazimierz Wielki, który w podstawówkach robi za bohatera budującego zamki, a tak naprawdę zapożyczał się, generował okropną inflację i doprowadził gospodarkę do ruiny. Tak jak Tusek budując stadiony.  Historia farsą się powtarza.

To tyle na dzisiaj. Za tydzień kończymy nasz rok akademicki i przechodzimy na działalność wakacyjną. A u nas wakacje to dwa kultowe już wydarzenia.

Przedewszystkim jest to organizowana siódmy rok z rzędu konferencja Myślec Jak Milionerzy
www.myslecjakmilionerzy.pl

oraz Biznes Camp:
www.asbiro.pl/biznes-camp/

Wszystkiego dobrego.

20 komentarzy

  1. Adam

    „Studia działają dzisiaj tak, że przychodzą studenci. Profesor daje im listę książek. Na wykładach streszcza to co jest w książce, a na egzaminie sprawdza, czy studenci znają na pamięć zawartość książki. Jeżeli wszystko przejdzie pomyślnie to profesor wystawia dyplom potwierdzający to, że “student zna zawartość książki”. My mając takie potwierdzenie idziemy szukać pracy.”

    Kontra:

    „Paradoksalnie, ludziom którzy nie chcą iść na studia najbardziej zależy na zdobyciu wiedzy. Czytają oni dużo książek, aby się uczyć i zakładać biznesy. Najczęściej zadawane mi pytanie to nie o podatki, tylko jakie książki polecam! Gwarantuję, że po przeczytaniu tysiąca książek, będą mądrzejsi od każdego absolwenta państwowego uniwersytetu.”

    „Promotorem mojej żony był człowiek przyjeżdżający na zajęcia Daewoo Tico. Za dużo o prowadzeniu biznesu to on nie wiedział.”

    A jaki był temat pracy? Dotyczył biznesu?

    „U nas 97% wykładowców to przedsiębiorcy, a promotorami prac licencjackich są miliarderzy, recenzentami również. ”

    A może pochwalisz się jak się poprawiła stopa życiowa Waszych absolwentów? Jakie biznesy otworzyli? To jest znacznie ciekawsze informacja dla waszych uczniów/klientów.

  2. Aneta

    Fakt jest taki, że coraz większa ilość polskich uczelni upada. Nie sądzę, aby wyróżniały się one zbyt wysokimi możliwościami rozwoju. Jednakże i tak warto powiedzieć, że Polska mimo że biedna to jednak dąży aby rozwijać się pod względem oświaty:)

  3. Krzysztof Matejak

    Dzięki za wpis 😉

  4. zajadacz

    Ciekawe jest to co piszesz o uczelniach wyższych i ich rankingach. Jednak w Polsce, ma to zastosowanie tylko jeśli chodzi o kierunki społeczno-humanistyczne i ewentualnie informatykę. Wolnego rynku niestety brak. Konia z rzędem temu, kto znajdzie w tym kraju jakąś prywatną uczelnię techniczną, która ma porządne laboratoria i naprawdę czegoś uczy, a nie tylko daje papier inżyniera. Od dawna zastanawia mnie czemu tak jest i wydaje mi się, że wynika to właśnie z tego, że koszty inwestycji w laboratoria są tak duże, że żadna prywatna uczelnia tego nie przeskoczy. Wyposażenie pracowni komputerowej, czy kupno sprzętu multimedialnego to umówmy się żaden koszt dla uczelni prywatnej. Wyposażenie laboratorium obróbki skrawaniem, wytrzymałości materiałów, obróbki cieplnej itp. to już jednak dużo większe pieniądze i czas zwrotu z inwestycji dużo większy. A że na „rynku” sytuacja jest taka że na Politechnikach ciągle więcej miejsc niż chętnych studentów to nieprędko będą prywatne uczelnie techniczne. A sytuacja tym bardziej absurdalna, że jeżeli ktoś chce być pracownikiem to po kierunkach mechanicznych praca czeka, a po socjologii, czy pedagogice, gdzie ciągle ludzie idą może mieć nieco trudniej.

  5. Meble Adamant

    A czy jest może do wglądu zarys programowy ASBIROwego MBA? Chodzi mi o same przedmioty.

  6. Tomasz

    „…Bardzo rzadko czytamy o historiach porażek, a tych jest znacznie więcej. Niekiedy jest to zwyczajne niepowodzenie, a niekiedy upadek z którego nie da się powstać. Nawet gdybyśmy chcieli to nie ma gdzie o porażkach czytać, bo o tym nikt nie napisze. O tym napiszą w mailu o pomoc, ale książki z nietrafnych życiowych decyzji nikt nie opublikuje.”

    Ej, Kamil! Skoro dostajesz takie maile (i Wasi wykładowcy) to masz materiały, możesz taką książkę opublikować. Z cennym komentarzem – jak się nie wpierdzielać w kanał – to chętnie bym coś takiego przeczytał. Może nie jestem odosobniony.

    Pozdrawiam.

  7. Antoni Jakubowski

    Drogi Kamilu! Te rankingi mają taki charakter jak ustawianie przetargu pod określonego przyszłego „zwycięzcę”, który musi przetarg wygrać. Tak się składa,że jestem w czterech klubach Toast Masters i… opowiadałem ludziom o takim pozytywnie zakręconym Kamilu Cebulskim, o ASBIRO i książce „Efekt motyla”. Paru ludzi właśnie stało się studentami ASBIRO. Miałem okazję rozmawiać z Tedem Witkowiczem, bo to właśnie on wyjaśnił mi – dlaczego pewien mój wynalazek nie ujrzał światła dziennego. Ted omawiał wykres – ile pochłania wdrożenie wynalazku i większość zamierzeń „pada” w tym pierwszym okresie z braku środków finansowych. Żadna politechnika tego nie uczy. To co mówią mi koledzy ASBIRO-wcy to, – że jest o myśleniu, o rozwiązywaniu problemów, a nie wtłaczanie pamięciowej wiedzy książkowej. Niestety idą „złe” czasy dla przedsiębiorczych. Sam obserwuję pewne negatywne procesy. Oczywiście nie jestem jeszcze jako przedsiębiorca „wrogiem ludu”, ale już media delikatnie wskazują,że przedsiębiorcy nie zatrudniają i … właściwie to oni są „sprawcami” bezrobocia. Jeszcze nie wkroczyliśmy w „ciekawe czasy”, ale to się stanie kiedy każą nam zwracać za długi. Jakoś panuje dziwne przekonanie,że to zadłużenie spłaci Rząd. Niestety – nie!.

  8. Paweł

    Kamilu wierzysz że pieniądze z Uni są złe. To może warto było by wykorzystać metodę islamską i wykorzystać je w dobrym celu. Drenują system socjalny Zachodu przez rodzenie dzieci. W końcu będzie ich tyle że politycy będą się musieli z nimi liczyć, aż w końcu Zachód będzie islamski. Proponuję aby tą metodą stworzyć dofinansowania unijne do Twoich kursów, szkoleń, studiów.Przynajmniej z pożytkiem zostaną wykorzystane. Będzie nas więcej. Wtedy z nami będą politycy musieli się liczyć i to my będziemy im dyktować warunki. Propozycja bardzo kusząca.

  9. Piotr

    „zapomniał wół, kiedy cielęciem był ”
    „Książki motywacyjne sprawiły, że powstało w Polsce pokolenie którego nieformalnym mottem jest hasło – pierdol studia zostań ninja. Młody człowiek naczyta się o biznesie w książkach przykładowo Kiyosakiego i od razu dyskutuje z pracującymi na etacie rodzicami, że oni są głupi, że powinni sprzedać dom, i kupić dwa na wynajem itp. Arogancja i młodość idą w parze.”

    Kamil ten fragment powyżej to napisałes o sobie?

    Przecież ty taki byłes ,młody gniewny, oszusta kiyosakiego promowałeś. Dopóki nie prowadziłes uczelni asbiro to mówiłeś ,że studia niepotrzebne. Wpadajcie na blog artura króla. Juz niedługo wpis o hohsztaplerze kiyosakim.
    http://blog.krolartur.com/

  10. Kamil Cebulski

    @Piotr
    Daj mi jeden fragment kiedy tak powiedziałem/napisałem. ASBIRO założyłem będąc jeszcze studentem 🙂

  11. Piotr

    Kamil fakt tą ostatnią część odwołuję. Często mówiłeś ,że rzuć studia dopiero jak ten twój pomysł na biznes daje ci wielki dochód. Ale pierwszą część podtrzymuję. Byłeś taki, pełna głowa książek motywacyjnych. To ty stworzyłeś to pokolenie ludzi wychowanych na książkach motywacyjnych. A teraz okazuje się wielu z tych wielkuch guru było poprostu hohsztaplerami. Mam nadzieję ,że Artur kilka takich „guru” odkryje.

  12. Marek

    Wszystko fajnie tylko tak sie sklada,ze po remonowanym uniwersytecie o wiele latwiej znalezc dobra prace niz po jakiejs prywatnej szkolce.Poza tym to,ze ktos odniosl sukces w biznesie niekoniecznie znaczy,ze bedzie umial kogos tego nauczyc bo ten sukces mogl byc spowodowany w duzej mierze przez przypadek.

  13. Andrzej Ondrii Dubiel

    Śmieszą mnie te mody.
    Najpierw mody na wielkich mówców, potem na wielkich motywatorów i finansistów typu Kyiosaki, a teraz modna na ludzi, którzy tych wielkich z poprzednich szałów będą demaskować, oskarżać i ukazywać ich nikczemne kłamstwa.
    Ludzie, a może trochę zdrowego rozsądku przede wszystkim?
    Ogólne spostrzeżenie mam takie, że Ci z olejem w głowie, z każdego takiego guru potrafią zdroworozsądkowo wyciągnąć co potrzebne i przekuć to na sukces, a wieeeeelkie masy ludzi – chorągiewki, którzy zmieniają guru wraz z modą… nadal kupują książki, czytają, słuchają i… nic w sobie nie zmieniają pozostając w miejscu. A potem narzekając, że inni mnie oszukali 🙂

    Pewnie wyolbrzymiłem, ale o to chodziło. Przede wszystkim zdrowy rozsądek.

  14. A propos cytatu:

    „Studia działają dzisiaj tak, że przychodzą studenci. Profesor daje im listę książek. Na wykładach streszcza to co jest w książce, a na egzaminie sprawdza, czy studenci znają na pamięć zawartość książki.”

    Kończyłem studia w UJ 9 lat temu, lecz nie sądzę, że to tak działa. Na kierunku biologia były egzaminy, np. z zoologii kręgowców czy z ewolucjonizmu, gdzie profesor nie podawał obowiązującej literatury. Fakt – ćwiczeniowcy podawali dobre tytuły, jednak egzamin nie polegał wcale na pamięciowym odtworzeniu ich zawartości, tylko na zrozumieniu mechanizmów zjawisk biologicznych. W czasach, gdy wszyscy studenci przyjęci na rok odbywali studia bezpłatnie (teraz jest pula płacących i pula bezpłatnych) UJ nie produkował idiotów wbrew temu, co się może niektórym wydawać. Z tych egzaminów mało kto miał wysoką ilość punktów, gdyż zakres materiału do nauczenia się był niewiadomy i wręcz nieograniczony. Pytania były problemowe i oceny wystawiano wg krzywej Gaussa, przy czym za jedyne 75% punktów byłaby ocena bardzo dobra, której jednak nikt nie otrzymał lub jedna osoba na 150, jak w przypadku biofizyki. Gdyby nie rozkład normalny, oceny byłyby dużo gorsze, biorąc za kryterium procent poprawnych odpowiedzi. Stopień trudności pytań wyższy a i więcej trzeba było wysilać mózgownicę. Gość, który był studentem o fenomenalnej pamięci (potrafił się nauczyć na pamięć wzorów kwiatowych wielu gatunków roślin naczyniowych, tj. tyle a tyle płatków korony, tyle a tyle pręcików itd.), lecz przy pytaniach na wykazanie zrozumienia problemów i mechanizmów biologii nie potrafił nic sensownego z siebie wydusić, kiblował na 2 roku i 3 roku kilka lat z rzędu, podczas gdy jego rówieśnicy byli już na studiach doktoranckich. Tak że z pewnością system edukacji państwowej nie opierał się wkuwaniu na blaszkę. Pozdrawiam.

  15. Kamil Sabatowski

    Rzeczywiście wszelkie rankingi nie mają większego sensu, jeśli przyjrzymy się kryteriom oceny. A co do różnic pomiędzy prywatnymi a państwowymi uczelniami to uważam, że publiczne uniwersytety ogromną rolę przywiązują do tradycji – naucza się przedmiotów całkowicie niepraktycznych, nieprzydatnych w życiu (chyba że ktoś myśli o karierze badacza naukowego), natomiast uczelnie prywatne, mimo że akredytacja pewnie wymaga podobnego obszaru nauczania, skupiają się często na praktycznych aspektach wykonywanego zawodu.

  16. Zdzisław Knap

    „Istnieje jednak miejsce, gdzie liczą się tylko i wyłącznie umiejętności. Miejscem tym jest wolny rynek i konsument. Ten się nie zastanawia czy piekarz ma skończone studia. Patrzy na produkt i kupuje albo nie.” Bardzo uproszczony przykład i schemat, a przez to nieadekwatny, ten sposób myślenia konsumenta może mieć zastosowanie tylko do bardzo prostych produktów. W dzisiejszym świecie duża część produktów jest skomplikowana technologicznie do tego stopnia, że klient nie jest w stanie go ocenić (często brak mu wiedzy), klient posiada często wiedzę na temat tylko podstawowych parametrów użytkowych (i to często niepełną). Dlatego wg. badań klienci którym postawiono zadanie wyboru produktu pierwsze kroki kierowali do serwisów, sklepów z opiniami ludzi którzy już kupili dany produkt. Czyli oczekujemy jakiegoś niezależnego potwierdzenia tzw. papierowych cech produktu na podanych na kartach i specyfikacjach (też papierowych), a wiadomo papier wszystko przyjmie, również ten elektroniczny.
    Wracając do dyplomów i kwalifikacji, duże firmy mogą sobie pozwolić na zatrudnianie specjalistów od rekrutacji i mają pracowników, którzy są w stanie ocenić wiedzę kandydatów, mniejsze nie dlatego bazują na „czymś”, tym czymś jest np: dyplom uczelni często zbyt ogólny np: potrzebujemy specjalisty z systemu Windows Server 2008 w zakresie zaawansowanej administracji, dyplom nam nie powie czy ten człowiek na wymagane kwalifikacje. Dlatego wg. mnie lepszym wiarygodniejszym źródłem informacji jest poddanie człowieka egzaminowi z wiedzy która jest wymagana, czyli egzamin w autoryzowanym ośrodku sprawdzający wiedzę i świadectwo z ilością zdobytych punktów na egzaminie oraz publikowanie tzw. transcriptów. Taką metodę stosuje Microsoft inni podobne. Problem zaczyna się wtedy gdy egzaminator jest tą samą osobą co wykładowca, szkoleniowiec, przykład tzw. ECDL znany większości z nadużyć i prowadzenia egzaminu oraz oceniania go przez egzaminatora który jest szkoleniowcem. Podobnie jest na studiach prowadzący jest egzaminatorem i jest podatny na naciski władz uczelni. Ale jest zielone światło w tunelu tzw. egzaminy zawodowe w technikach są oddzielone od szkoły i wysyłane są do sprawdzania przez OKE.
    Podsumowanie w przypadku edukacji wybór klienta czy jest dobry czy zły okazuje się po kilku latach, najgorszy problem to, darmowe studia bez planowania wszystko na koszt podatnika, np.: w mieście 100 tys. mieszkańców kierunek dziennikarstwo 300 studentów na roku 95% z nich będzie bezrobotna lub nie będzie pracować w zawodzie. Za czasów socjalizmu i planowania nie byłoby takiego kierunku lub próg na egzaminach byłby tak ustawiony, że byłoby przyjętych 20 bardzo dobrych zamiast 300.
    I na tych 300 idą podatki zamiast na drogi, mosty i szpitale.

  17. jannowak

    Robert Kiyosaki mówił że czytanie to nie jest najlepszy sposób nauki, że trzeba przexe wszystkim działać działając najwięcej się nauczymy.
    Twoja szkoła biznesu fajna. Tylko po co ta politologia nieszczęsna. Lepsze byłby kierunek przedsiębiorczość albo arządzanie markering.
    Po co się uczyć o polityce jak to stek bzdur. I z tego co zrozumiałem to w asbiro uczysz jak założyć DG za granicą bo wg ciebie w Polsce się nie opłaca bo cię fiskus zje. Jest okolo 8mln firm w polsce i jakos ich nie zjadł tylko niektórych pokąsał. Reszta funkcjonuje i ma się dobrze.
    Mam wątpliwość czy się zapisywać do szkoły asbiro bo mam studia wyższe z ekonomii i zarządzania ni mam dg ale chciałbym założyć inie bardzo wiem jak się do tego zabrać zwł że praca etatowa pochłania cały czas i energie. Więc rzucić pracę później można takiej już nie dostać
    Działać czy uczyć się. Jak nic nie zrobię to będe etatowcem czyli niewolnikiem do śmierci o tusek zjadł emerytury.

  18. Jula

    Nie jestem przekonana do tego co piszesz. Występuje taki paradoks, że ludzie, którzy nie mieli za dobrych wyników w szkole w pracy nad sobą prawie nigdy nie sięgają po książki. A Ci który sięgają to lgnął do wiedzy czytają i w większości przypadków idą na studia.

  19. Studia w Polsce

    Ciekawy punkt widzenia! Studiować jednak warto, bo super czas w życiu młodego człowieka!

Dodaj komentarz